Różnobarwne stwory zanieśliśmy do domu, i gdy już podeschły, były gotowe do lotu.
W drodze na Polanę Harcerza przekonałam się, że latawce żyją własnym życiem. Jak swój wiozłam na rowerze to rwał się do lotu tak, że nie mogłam go utrzymać. A jak już na miejscu dumna i zadowolona rozwinęłam linkę i krzyknęłam "Leć!" to... spadł.
No leeeć!
Żadne prośby, podskoki, błagania nie pomagały. Albo spadał, albo trzepotał się jak... ryba na wietrze (tak, ten stwór to ryba:) Dopiero Panu Lü, dzięki małemu technicznemu zabiegowi, udało się go okiełznać.
Szybki instruktaż
Muszę przyznać, że szłam na "wiosenne bujanie" na chwilkę zrobić parę zdjęć. Zostałam trzy godziny. Podobno puszczanie latawców jest dobre dla zdrowia- patrzenie w niebo wyciąga szyję, otwiera klatkę. Na pewno jest bardzo przyjemne i odprężające. Polecam każdemu spróbować choć raz ( wiem, że na jednym razie się nie skończy;)
Lü walczy ze smokiem
Łąka pełna motyli
Przygotowała: Roksana Niewadzisz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Skomentuj wpis...